Od jakiegoś czasu to przestało mi się podobać.
Atakuje mnie wielka różnica w poglądach.
Moja dwudziesta twarz wymusza uległość.
Symetryczne zdania, taka lekka jedność.
Oh-woah.
Zmyłam z oczu piach,
Zbędne złogi, kilogramy,
Wdzięcznych słów.
Oh-woah.
Czujesz, że uciekam hen,
Z każdą myślą, krótkim snem.
W ziemię wpadam jednym tchem,
Jakbym ulatniała w cień.
Czujesz, że wymykam się.
O północy już nie będzie mnie,
Nie będzie mnie,
O nie.
Mamy wspólne pieniądze i wspólne nałogi.
Mamy kredyt zaufania niebotycznie wysoki.
Mimo wszystko, mi jednak brakuje w tym sensu.
Na rozmytych drogach urwanych z kontekstu.
Oh-woah.
Zmyłam z oczu strach,
Zbędne złogi, kilka gramów,
Wdzięcznych słów.
Oh-woah.
Czujesz, że uciekam hen,
Z każdą myślą, krótkim snem.
W ziemię wpadam jednym tchem,
Jakbym ulatniała w cień.
Czujesz, że wymykam się.
O północy już nie będzie mnie,
Nie będzie mnie,
O nie.
Na różowych okularach,
Skrapla się różowa para.
I przestaje być wygodnie,
Robi się niemodnie.
Kolosalne masz potyczki,
Przezroczyste rękawiczki.
Rzucasz mnie na chybił trafił,
Obyś nie przegapił.
Czujesz, że uciekam hen,
Z każdym zdaniem, krótkim snem.
W ziemię wpadam jednym tchem,
Jakbym wykradała w cień.
Czujesz, że wymykam się.
Za dwa słowa już nie będzie mnie,
Nie będzie mnie.
Nie będzie mnie! Nie będzie mnie!
Nie będzie mnie! Nie będzie mnie!
Nie będzie mnie! Nie będzie mnie!