Inwazja nicości
i kult samotności
upadną jak anioł
w nienamacalności.
W granice wolności
okute ze złości
rozleje się falą
pandemia miłości!
Ta sama ulica
i to samo przejście.
Chcę ruszyć do przodu -
wciąż to samo miejsce.
Podano na tacy,
Nie wchodzę bo nie chcę.
Choć bywało ciężko, nie proszę o więcej..
i płynę z tym nurtem.
To płynie beze mnie.
Wypadłem za burtę z tej szarej kolejki.
Chcę wracać do siebie
tam, gdzie moje miejsce,
gdzie wszystko jest ludzkie
i gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
gdzie moja przestrzeń.
Inwazja nicości
i kult samotności
upadną jak anioł
w nienamacalności.
W granice wolności
okute ze złości
rozleje się falą
pandemia miłości!
Mam wiele za sobą.
Rzut okiem w lusterka.
Zrodzony na nowo
nie muszę tam zerkać,
bo po sam horyzont
szeroka ulica,
a tutaj przede mną
nikogo nie widać..
I po co mi było
to całe napięcie?
I po czym mam poznać to,
że byłem w błędzie?
Nie ważne co było,
nie muszę, bo nie chcę.
Jak nie możesz głowy,
to uratuj serce..
Inwazja nicości
i kult samotności
upadną jak anioł
w nienamacalności.
W granice wolności
okute ze złości
rozleje się falą
pandemia miłości!